piątek, 20 lutego 2015

Kiedy bycie matką stało się synonimem gorszego życia?



Kiedyś, kiedy dopiero zamierzałam być żoną Bartka, a świat jeszcze nie uważał mnie za straconą do końca, okazało się, że moja wizja przyszłości jest tanim snem śmiesznej bohaterki romansu dla plebsu. Przynajmniej według niektórych.


Kiedy rozeszła się wieść, że nie mam nic przeciwko małżeństwu, nawet w najbliższym czasie, można było usłyszeć, że 'haha, będzie miała męża, dziecko, będzie gotować obiady i chodzić do jakiejś tam pracy, podczas gdy my będziemy robić KARIERĘ'. Pominę milczeniem mentalną biedę konotującą małżeństwo z rychłym macierzyństwem, tak jakby jedno bez drugiego było niemożliwe i nie mogło funkcjonować. W każdym razie, jak widzicie, nie chodzę jeszcze z wózkiem (ani z chustą <3), na brzuch na razie też się nie zanosi, więc skojarzenie ślubu z dzieckiem było nietrafione, ale dziś zastanawia mnie coś innego. 
A nawet jeśli faktycznie zostałabym mamą (chociaż to nigdy nie byłoby dla mnie powodem do wzięcia ślubu) to co? Byłabym w jakiś sposób śmieszna, bo zamiast robić tę KARIERĘ wychowywałabym dziecko? Owszem, pewnie straciłabym kilka świetnych imprez, nie mogłabym poświęcić się pracy, studiom czy innemu rodzajowi samorozwoju w stu procentach, ale za to miałabym inne pole do rozwoju, które w dodatku nie dyskwalifikuje pozostałych. 

Jak to się stało, że coś tak naturalnego jak bycie matką zaczęło się kojarzyć ze straconym życiem, a przynajmniej jego częścią?

Przyznaj, nie pomyślałaś kiedyś ze współczuciem o kobiecie, która pcha przed sobą wózek, a czasem dodatkowo trzyma za rękę starsze dziecko? Ja się przyznaję, zdarzyło mi się. Ale współczuję nierównych płyt chodnikowych, schodów bez podjazdu, ciężkich drzwi i wąskich przejść, które sprawiają, że wyjście z dzieckiem poza cztery ściany staje się pewnie wyprawą godną wyróżnienia National Geographic za pokonanie trudnych warunków wspinaczkowych. Wiem, że nie ma takiej nagrody, wymyśliłam ją właśnie na potrzeby matek codziennie pokonujących może nie Mount Everest, ale przynajmniej nasze swojskie Rysy. Ale zastanów się, czy nie popatrzyłaś z politowaniem na kobietę z jednym, dwójką, czy trójką dzieci i nie pomyślałaś o niej jakby właśnie straciła szóstkę w totka w postaci szalonego, ciekawego i pełnego przygód życia? 

Powiem Ci coś w tajemnicy. Ona też może być szczęśliwa.

Nawet jeśli nie wspina się sukcesywnie po szczeblach kolejnych awansów. Uwierz, że pierwszy świadomy uśmiech, pierwszy krok, pierwszy ząb jej dziecka to podobna radość jak Twoja, gdy przyjęli Cię ze stażu na ciepłą posadkę i to dzięki pomocy rodziców. Poza tym, nie wiem czy wiesz, ale matki zazwyczaj nie mają na czole, a teraz już nawet w dowodzie, wpisanej liczby dzieci, a w regulaminach klubów, kawiarni, kin, imprez u znajomych, basenów i klubów fitness nie ma wzmianki: "zakaz wstępu matkom". Ba! Nawet w księgarni i bibliotece zdarzy się, że taka mama może sięgnąć, bez konsekwencji, po coś innego niż "Przygody Koziołka Matołka" i "101 bajek dla malucha". I powiem Ci coś jeszcze, tylko nie krzycz - choć może Ci się to nie spodobać - i nie rozpowiadaj za bardzo, bo może się to nie spodobać innym. To nie jest żaden przywilej, prawo, tylko normalność, z której mamy często korzystają i naprawdę w takie miejsca chodzą! 

Czarny PR macierzyństwa.

Owszem, prawdziwe mamy (czyli takie w realnym życiu, nie chodzi mi o prawdziwą matkę tak, jak niektórzy mówią o prawdziwych Polakach) zazwyczaj nie wyglądają tak, jak kobiety w reklamach i serialach. Czasem mają bardziej podkrążone oczy, czasem kolor paznokci nie pasuje do reszty outfitu, czasem tego koloru w ogóle brak, a czasem mają może nawet mniej świeże włosy. Ale to jeszcze nie znaczy, że coś przegrały. To znaczy tylko tyle, że prawdopodobnie miały tylko 5 minut zamiast 50 na przygotowanie się do wyjścia z domu. Czasem mają też mniej uśmiechu na twarzy, ale zastanawiam się czy przypadkiem nie jest to wynik tego, że gdzieś tam kątem oka widzą uśmiechy politowania dawnych znajomych i mimochodem słyszą, ile to musiały poświęcić, ile straciły decydując się na dziecko.
Dlaczego właściwie utarło się, że albo dzieci, albo kariera? Ja wiem, że kobiety nie są cyborgami i ich doba nie rozciąga się magicznie w chwili wypchnięcia na świat potomka, ale jak to się stało, że tę naturalną i piękną rolę przeciwstawia się tej mitycznej KARIERZE, w dodatku bezrefleksyjnie stawiając na piedestale tę drugą? Może i nie można mieć wszystkiego, bo przynajmniej przez pierwsze miesiące i lata dziecko wymaga stu procent zaangażowania, skupienia na nim i faktycznie trudno robić wtedy tę oszałamiającą KARIERĘ, ale to nie dotyczy tylko bycia mamą. Jak siedzisz w biurze czy biegasz z mikrofonem po mieście to jakoś nikt nie wytyka Ci później, że zaprzedałaś duszę miastu zamiast podróżować po świecie i jesteś trochę śmieszna z tą pogonią za pieniędzmi, sławą i złotym konfetti z nieba, jak już obejmiesz fotel prezesa.

Posłowie

I wcale nie chodzi mi o to, że matki są lepsze od nie-matek, że jeśli jeszcze nie masz lub w ogóle nie chcesz mieć dzieci to znaczy, że jesteś egoistyczną, zimną hydrą. Wcale tak nie myślę, bo sama na razie zajmuję się studiowaniem i szukaniem swojego miejsca na świecie zamiast usypianiem dziecka. Twoja macica to tylko Twoja sprawa. Ale macica, serce, mózg, ciało, rozum, życie i szczęście matek to też tylko ich sprawa i nie wmawiaj im, że one lub ich życie są gorsze, bo zdecydowały się pójść taką a nie inną ścieżką.
I tak, zdaję sobie sprawę, że bycie matką to nie tylko słodkie uśmiechy, rozbrajające miny, pierwsze kroki i małe sukcesy. Wiem, że to też kupy, płacz, nieprzespane noce i pewnie cotygodniowa chęć zostawienia tego wszystkiego i ucieczki na Węgry. Pewnie nie do końca jestem sobie w stanie wyobrazić co to tak naprawdę znaczy, ale domyślam się, że oprócz pluszowych kocyków to też problemy i trudne chwile. Dlatego właśnie nie komplikujmy tego dodatkowo i nie utrudniajmy tego, co i tak łatwe nie jest.
Po prostu nie myśl, że Twój sposób na życie jest lepszy niż innych. Nie jest ani lepszy, ani gorszy. Jest po prostu inny.

2 komentarze:

  1. Biję się w pierś ! - niejednokrotnie tak właśnie myślę o młodziutkich dziewczynach pchających wózki. No ale cóż.. takie życie, a taka już natura ludzka, że u kogoś widzą igłę, a u siebie wideł to już nie. I uważam, że strategia jaką obrałaś pisząc o tym, nie skreślając ani ocenianych ani oceniających jest słuszna i chwalebna. I.. czytam wszystko tylko nie miałam przyjemności komentować, obiecuję że się poprawię Paulina, serio serio ;) Żaneta

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo! W końcu ktoś napisał to głośno :) popieram Cię w 100% ;) a na przykład mam moją siostrę, która skończyła medycynę, urodziła uroczego Malucha i przed nią stoi cała ta kariera otworem! Nic nie traci, a tyle zyskała :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz mój tekst. Nawet jeśli się ze mną nie zgadzasz. Jeśli tak jest - bardzo chętnie przeczytam o Twoim punkcie widzenia, ale nie obrażaj, nie mów, że jestem głupia, uderzyłam się w głowę albo rodzice mnie nie kochali.
Enjoy :)