wtorek, 23 czerwca 2015

Wyszłam za mąż i nie wracam

Schemat powtarza się za każdym razem, kiedy poznaję kogoś nowego - a tak się składa, że ostatnio poznaję nowych ludzi każdego dnia. Rozmawiamy sobie o różnych, zwyczajnych rzeczach, pogodzie za oknem, co dziś na obiad, aż w końcu dochodzi do jakiegoś zdania, w którym wypowiadam magiczne słowo 'mąż'. A wtedy to już jak na taśmie produkcyjnej - za każdym razem to samo i gubisz się w tym, czy słyszysz to trzeci raz czy trzytysięczny. 'Mąż? Ty masz męża? To ile ty masz lat?'.


Fakt, wyglądam młodo (Panie, dzięki Ci za to) i jak się postaram to mogę spokojnie uchodzić za szesnastolatkę. Nie dziwi mnie więc to zaskoczenie na twarzach, a otwarte szeroko oczy i chwilowa afazja zaczęła nawet bawić. 

Nie mogę za to pogodzić się z wmawianiem mi jak wielki błąd popełniłam wychodząc za mąż tak wcześnie i nie dając sobie czasu na 'wyszalenie'.

Nie zgadzam się z tym, bo nie uważam, że wyjście za mąż, ożenek, założenie rodziny, płodzenie czy rodzenie dzieci to jedyna słuszna droga życiowa. Nie wzrusza mnie kiedy ktoś mówi, że nie zamierza się nigdy wiązać na stałe, a jeśli nawet, to nigdy nie weźmie ślubu, bo ten papierek jest bez sensu. Nie robi na mnie wrażenia, kiedy ktoś twierdzi, że nigdy nie będzie miał dzieci, bo ich nie lubi i nie chce. I to nie jest tak, że myślę sobie wtedy: taaak, poczekamy i zobaczymy aż się zakochasz albo instynkt macierzyński pieprznie tobą o ziemię. Nie. Ja po prostu akceptuję to, że ktoś może mieć inny pomysł na życie, inny sposób na przeżycie go szczęśliwie. 

Dlatego właśnie życzę sobie, żeby mój sposób też był akceptowany. I skreślam ludzi, którzy chcą mnie przekonać, że moje zamążpójście było życiowym błędem. Ileż to ja się nasłuchałam, czy nie szkoda mi straconej młodości, wszystkich szalonych imprez, na które mogłam pójść, a nie poszłam, znajomości, które mogłam zawrzeć, a nie zawarłam, penisów, które mogła poznać, a nie poznałam.
No błagam... Jak widać - młoda jestem nadal, ślub nie rzucił na mnie czaru i nie zamieniłam się z młodej panny w starą jędzę, niczym w bajce o Królewnie i Siedmiu Krasnoludkach. Co do imprez, to nie wydaje mi się, aby ślub cokolwiek w tej kwestii zmieniał. Jeśli jest jakaś impreza na którą nie poszłam, to na 90% i tak nie poszłabym na nią nie mając obrączki na palcu. Znajomi? W ciągu ostatniego roku poznałam tyle nowych osób, że niejednemu wystarczyłoby na całe życie, a i niektóre z nich rozwinęły się w coś dłuższego niż przelotne cześć na ulicy. 

A penisy? Wiecie, zazwyczaj będąc w jakimkolwiek związku, czy to zaobrączkowanym czy nie, nie poznaje się żadnych innych penisów. Więc to nie wynika z tego, co mam wpisane w rubryce 'stan cywilny', a ze zwyczajnej, ludzkiej przyzwoitości. 

Serio, normalnie ślub to nie jest coś, w co wpada się nagle jak do studni i nagle zmienia się wszystko wokół, a ty zaczynasz przypominać utopca. Jak dla mnie, jedyne co się zmieniło (poza tymi drobnymi rzeczami, oczywiście) to to, że zamiast chłopaka mam męża, a to brzmi zdecydowanie poważniej. No i może czasem trochę inaczej załatwia się sprawy w bankach czy urzędach. 

Ale to, że razem decydujemy o wielu sprawach, myślimy o wspólnej przyszłości, mieszkamy razem, gotujemy sobie obiad, dbamy o siebie nawzajem i nie poznajemy innych penisów czy wagin nie wynika z tego, co mamy na palcach, a z tego jaki związek tworzymy. 

Dlatego właśnie - grzecznie proszę - nie demonizujcie małżeństwa i nie wmawiajcie mi, że jest gorzej niż jest. Bo jeśli twierdzicie, że ten stan cywilny wiąże się wyłącznie ze smutkiem, obowiązkami, zobowiązaniami i odrzuceniem prawa do indywidualnego myślenia i zabawy, to świadczy wyłącznie o waszym ograniczeniu - nie moim.

8 komentarzy:

  1. Kocham takie rozmowy ;) Ja przeżywam podobne dialogi z naciskiem, że JESZCZE nie wyszłam za mąż i JESZCZE nie mam dzieci i jak JESZCZE trochę poczekam, to do niczego nie będę się nadawać. Każdy z nas wybiera inną drogę, najważniejsze, żbyśmy robili to zgodnie z naszymi wartościami, przekonaniami i sumieniem. Ja jestem w tych kwestiach tolerancyjna i staram się nikogo nie krytykować, nawet jeśli słyszę, że zawarcie związku małżeńskiego nastąpiło na skutek presji społecznej i przez tę samą presję dziewczyna planuje, że za dwa lata urodzi dziecko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Pani Ka,
    w związku z tym, że czytam Twojego bloga, a tym bardziej - ponieważ jesteście z mężem istotni dla mojej istotnej, która wspomina o Was czasami ;), czuję się, jakbym znała Was bardziej niż znam. I właśnie dlatego pozwolę sobie na typową dla mnie bezczelność. Rozumiem, że tego typu notki, wstawki i komentarze są naturalną reakcją na niestosowne reakcje otoczenia na Wasz ślub. Serio rozumiem, bo mnie też dotyka wychodzenie poza normę, której nikt ze mną nie konsultował (typu wzrok litości, bo jestem 7 lat z chłopakiem, który jeszcze nie klęczał przede mną z pierścionkiem i długo klęczał nie będzie, a moim obowiazkiem jest przecież marzyć o tym nieustannie;)), ale... Troche wygląda to tak, jakbyś tlumaczyła się, albo tłumaczyła światu swoją decyzję. Z tego co obserwuję, to tworzycie sobie fajny świat. I to jest wyłącznie Wasz świat, więc może by tak zwyczajnie, z cieniem ironii i uśmiechu, pieprzyć reakcje i opinie ludzi? Jak wytłumaczyć komuś, że się nie jest wielbłądem? ;)
    Ślę pozdrowienia :)

    Kaja

    P.S. Bardzo lubię Wasze ślubne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Kaju,

      To nie tłumaczenie tylko 'jak śmiesz mi mówić co jest dla mnie lepsze' ubrane w trochę inne słowa :) A tak w ogóle to myślałam między innymi o Was pisząc ten tekst :)
      A nasza wspólna Istotna jutro będzie u nas <3

      Pani Ka

      PS: Dzięki! :*

      Usuń
  3. Niestety, niezależnie od stanu cywilnego, trudno jest " dogodzić" wszystkim - czy jest się młodą mężatką czy w długoletnim związku na tzw. kocią łapę, dopiero poszukującą swojej drugiej połowy czy zdeklarowaną singielką - dla wielu osób z bliższego i dalszego otoczenia każda z tych opcji jest idealną okazją do rzucania komentarzy i bombardujących pytań - "Kiedy ślub? Kiedy dzieci? Bo zostaniesz starą panną! Jak to tak, bez ślubu? Tyle lat i jeszcze się nie oświadczył?" itd. itd. Czasem chciałoby się powiedzieć - człowieku, żyj i daj żyć. Jednak cieszę się, że są jeszcze osoby, które mają zdrowie podejście do życia i dopuszczają do siebie myśl, że ktoś może mieć inny pomysł na życie i akceptuje cudze wybory :) Nie dajmy się zwariować i róbmy swoje;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię Prawdziwe Riposty ;-) Pani Ka ;-) Pozdrawiam www.DjMarcin.pl i czytam czytam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju, jeju! Dlaczego o nas? Czyzbysmy poczynili jakas niestosownosc? :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, chodziło mi o pary, które tak długo są razem, że spokojnie można je uznać za stare dobre małżeństwo bez ślubu :D

      Usuń
    2. Uff... ;)
      To bardzo miłe, przekażę konkubentowi ;)

      Usuń

Drogi Czytelniku, będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz mój tekst. Nawet jeśli się ze mną nie zgadzasz. Jeśli tak jest - bardzo chętnie przeczytam o Twoim punkcie widzenia, ale nie obrażaj, nie mów, że jestem głupia, uderzyłam się w głowę albo rodzice mnie nie kochali.
Enjoy :)