niedziela, 18 stycznia 2015

Tam gdzie da się żyć



Emigracja to niełatwa sprawa. Wyjeżdżasz, myślisz, że będzie fajnie i z nieba będą spadać kolorowe lizaki, a okazuje się, że lądujesz w jednym kontenerze z czterema innymi facetami, a w najlepszym wypadku kupujesz śliczny domek, masz satysfakcjonująca pracę, ale czasem coś Cię ściska za serce jak widzisz u Food Emperora krakowską podsuszaną.

Nie wiem jak tam na Waszych fejsbukach, ale na moim natknęłam się na podlinkowany dokument już kilka razy. Chodzi o film "Tam gdzie da się żyć", wyemitowany niedawno w Telewizji Polskiej. Zyskał sporą popularność i widziałam nawet wypowiedź europosła Czarneckiego, który stwierdził, że powinien zostać nominowany do Oscara, bo to najlepszy dokument jaki widział. Cóż, widocznie nie słyszał nigdy o Andrzeju Fidyku, albo o słynnym "Czekając na sobotę", ale faktycznie film jest naprawdę dobry. Na tyle dobry, że nie zostawia człowieka obojętnego, a co najmniej zamyślonego. No dobra, mnie osobiście pogrążył w smutku na resztę dnia, kilka razy w trakcie oglądania zakręciła mi się łza w oku, niekoniecznie ze wzruszenia.
Jeśli film wywołuje emocje i nie jest to nienawiść do reżysera za zrobienie chłamu, to już jest jakiś sukces. Kolejnym jest to, że film dociera do wielu płaszczyzn i odcieni emigracji. Nie mówi: tu jest super, zarabiamy kupę forsy, na wszystko nas stać, ludzie są mili, a na podwórko czasem przychodzą paść się jednorożce. Nie mówi też: nie przyjeżdżajcie, zawsze i tak będziecie tu obcy, chleb kosztuje co najmniej 10 złotych, ludzie tutaj nie wiedzą nawet gdzie leży Polska,  a na chodnikach leżą kupy. Mówi za to: jest nam tu dobrze, żyjemy spokojniej, ale bardzo tęsknimy za rodziną i przyjaciółmi, ludzie są na ogół mili, ale czasem czujemy się nieakceptowani.
Co ważne - widzimy w nim nie tylko to, co sprzedaje się najlepiej. A najlepiej sprzedają się stereotypy. Był taki norweski miniserial dokumentalny, Brakkefolket (zrozumiecie większość nie znając słowa po norwesku), który pokazywał Polaków mieszkających w kontenerach, pracujących w agencjach pracy, miesiącami czekających na zlecenia i których jedyną rozrywką jest wieczorne picie whisky popijanego mlekiem (tak, naprawdę tak robią) z kumplami. Albo serial fabularny, Kampen for tilværelsen, podobna historia, tylko zabawniejsza. Nie chcę powiedzieć, że to oszustwo wykreowane na potrzeby telewizji, że takich ludzi tutaj nie ma, ale to pokazywanie tylko kawałka prawdy, co stawia Polaków w naprawdę złym świetle. Cała prawda jest nierentowna. W tym dokumencie natomiast widzimy zarówno ludzi, którzy mają problem z poprawnym wypowiadaniem się, jak i wykształconych i oczytanych. Tych być może trochę pogubionych w życiu, jak i tych, którzy znaleźli swoje miejsce na Ziemi.
Co mnie zasmuciło? To, że wyjazd zagranicę to po prostu poszukiwanie normalności, potrzeba zaspokojenia podstawowej potrzeby bezpieczeństwa. Smutne, że trzeba jej szukać gdzieś daleko. To, że wyjazd i tęsknota to czasem mniejsze zło.

Podsumowując: tak, wart obejrzenia, nawet podesłałam linki kilku osobom. Jest wiarygodny i prawdziwy, ale pamiętajcie - nie sugerujcie się nim zbyt mocno jeśli podejmujecie decyzję: jechać czy nie jechać. To mimo wszystko nadal film, w którym nie zmieści się wszystko. Ale ogólnie: 
Polecam, 
Paulina Krasoń.

2 komentarze:

  1. Tak się zastanawiam, na czym opierają się Twoje niewątpliwie głębokie oceny otaczającej Cię rzeczywistości. Staż po ślubie nie zachęca bynajmniej do oceny tego co się zmienia. Zastanawiam się np.: ile lat w jak wielu krajach i na jakich warunkach spędziłaś na emigracji by osądzać czy dokument filmowy jest "prawdziwy". Jeśli już w ogóle taki osąd jest możliwy to prawdziwość może ocenić ten dla kogo w subiektywnym odczuciu dokument obrazuje prawdę jaką poznał na własnej skórze. Zastanów się pisząc, że starasz się kreować pewne przekonania wśród innych ludzi, nie posiadając wystarczającego bagażu doświadczeń, efekt oceń sama.

    Jako, że to konstruktywna krytyka to pragnę też zwrócić uwagę na dobry styl wypowiedzi i dobre prowadzenie wątku. Jak na początkującą blogerkę to dobrze się to czyta.

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mojej perspektywy tak to właśnie wygląda, celowo porównałam film z innymi, żeby podkreślić to, co on ma, a nie mają inne. Film wpisuje się w to, co zaobserwowałam, dlatego dla mnie jest prawdziwy - i oczywiście jest to moja subiektywna ocena, za którą biorę odpowiedzialność i się pod nią podpisuję, jedni się ze mną zgodzą, inni nie i jest to całkowicie naturalne. Co do doświadczeń - każdy ma swoje i nawet będąc długo w wielu rożnych krajach lub też mając 15 letni staż małżeński można mieć zakrzywiony obraz rzeczywistości. Mój być może też taki jest, nie mówię, że nie, a jeśli tak to lubię te krzywizny.
      Dzięki za miłe słowo :)

      Usuń

Drogi Czytelniku, będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz mój tekst. Nawet jeśli się ze mną nie zgadzasz. Jeśli tak jest - bardzo chętnie przeczytam o Twoim punkcie widzenia, ale nie obrażaj, nie mów, że jestem głupia, uderzyłam się w głowę albo rodzice mnie nie kochali.
Enjoy :)