wtorek, 31 stycznia 2017

Nowy rok, nowe włosy, nowa ja

Tak, tak, wiem że kończy się styczeń, a ja tu wyskakuję z Nowym Rokiem, o którym dawno już zapomnieliście. Ja zapomniałam na pewno i mam wrażenie, że od początku stycznia minął nie miesiąc, a pół roku. Publikuję jednak ten wpis jeszcze w styczniu, więc uznajmy (proszę!), że nie jestem aż tak bardzo do tyłu!


Wbrew temu co mogliście pomyśleć czytając dzisiejszy tytuł, nie będę skupiać się na bilansie zysków i strat, ani nawet na postanowieniach noworocznych. To, o czym chcę dziś napisać jest mniej górnolotne i osobiste (uff).
Tuż przed zakończeniem Nowego Roku udałam się do fryzjera, który sprawił, że moja głowa jest lżejsza o 35 cm balastu. Dumnie do tej pory noszonego, ale jednak balastu. Przyznaję, że podekscytowanie czekającą mnie wizualną zmianą zmieniło się - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - w przerażenie tuż po usadzeniu się na wygodnym, fryzjerskim fotelu. Widząc włosy splecione w warkocze, na które czai się fryzjer, miałam ochotę stamtąd uciec i nigdy więcej nie wrócić, ale pomimo ciśnienia zdecydowanie przekraczającego dopuszczalne normy, próbowałam się uspokoić powtarzając w myślach: spokojnie, Paulina, wiesz że musisz to zrobić, to najlepszy moment, a włosy nie ręka, odrosną! Przyznam też, że moje przerażenie nie minęło wcale po zejściu z fotela, mimo że wyglądałam naprawdę dobrze i podobała mi się nowa wersja mnie. W głowie jednak huczały myśli: teraz jest nieźle, ale jak umyję głowę, to pewnie nie będę mogła pokazać się publicznie, znając naturę moich kręconych włosów. Nie minęło nawet, kiedy już to zrobiłam, bo przekonałam się, że moje obawy były całkiem uzasadnione. Uspokoiłam się dopiero po paru dniach, kiedy po pierwsze nauczyłam się z nimi współpracować, a po drugie odrobinę urosły (włosy rosną mi naprawdę w zastraszającym tempie). Po jakimś tygodniu jednak, kiedy przyzwyczaiłam się do widoku siebie w lustrze, z zaskoczeniem przyznałam, że jestem naprawdę zadowolona z tej zmiany. Dlaczego? Głównie przez to, że oszczędzam naprawdę sporo czasu. Pielęgnacja moich długich włosów wymagała poświęcenia im 1,5 godziny przy każdym myciu, żeby wyglądały zdrowo i schludnie. Nie to żeby były niechlujne i zniszczone, po prostu kręcone włosy nie wyglądają zbyt zjawiskowo kiedy po myciu pozostawimy je samym sobie (głównie przez to, że puszą się, są zazwyczaj suche i matowe). Krótkie natomiast schną błyskawicznie i zdecydowanie lepiej się układają, bo nie są tak ciężkie. Drugim powodem jest to, że zmiany są przyjemne, a ja jeszcze nigdy nie miałam tak krótkich włosów. Po trzecie - mogę ciągle nosić je rozpuszczone i w niczym mi nie przeszkadzają. Długie nosiłam spięte przez 95% czasu, a pod koniec przeszkadzały mi w spaniu i sprawiały problem nawet związane. Czwartym faktem jest to, że
moje włosy nie zmarnowały się, 
tylko trafiły do Fundacji Rak'n'roll, 
dzięki której zostaną użyte do tworzenia peruk 
dla kobiet chorych na raka.
Gdyby nie to, pewnie nie zdecydowałabym się na cięcie, bo szkoda byłoby mi je stracić. Już rok chodziłam z zamiarem diametralnego cięcia, ale brakowało mi odwagi, dopiero Bartek podsunął mi pomysł Fundacji i wtedy moje wątpliwości minęły. Ponadto Fundacja pomaga mi w zamknięciu ust niezadowolonym, których jest całkiem sporo. Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby, które odniosły się do mojej zmiany z entuzjazmem. Większość znajomych powitała mnie po Nowym Roku słowami: "masakra", "ojeeeej, gdzie twoje długie włosy, dlaczego je ścięłaś?!", lub milcząc na ten temat, prawdopodobnie kierując się zasadą bliską i mnie: lepiej nie mówić nic, niż bez potrzeby powiedzieć coś przykrego. Na szczęście argument o charytatywnym ścięciu włosów zamyka innym usta, a przynajmniej zamienia grymas w słowa: "no, to chociaż tyle z tego dobrego...". Przyznam jednak, że te głosy, czy też ich brak nawet przez moment nie sprawiły, że żałuję cięcia. Po pierwsze dlatego, że włosy się nie zmarnowały, a po drugie dlatego, że to ja, a nie narzekający na moją zmianę, wiem z czym wiąże się posiadanie takich włosów, a ponadto mnie samej zmiana bardzo się podoba, a to najważniejsze, prawda?

Kontynuując temat cięcia dla Fundacji Rak'n'Roll, pokrótce opiszę jak to zrobić i jak ja to zrobiłam. Przez chwilę miałam ochotę ściąć włosy samodzielnie, tak jak to robię od lat, bo nie ufam fryzjerom. Postanowiłam jednak oddać się w ręce specjalistów, aby włosy na pewno zostały obcięte zgodnie z instrukcją. Najpierw zadzwoniłam do jedynego w moim mieście salonu, wyszczególnionego na stronie Fundacji jako ten rekomendowany do akcji "Daj Włos!". Zawiodłam się, bo niezbyt miła pani poinformowała mnie, że nie mogę się umówić na taką wizytę, ponieważ akcję przeprowadzają kilka razy w roku i kolejna odbędzie się pod koniec stycznia (rozmawiałam z nią na początku grudnia). Mimo prób, nie udało mi się przekonać jej do przyjęcia mnie w dogodnym dla mnie czasie, więc odpuściłam, właściwie nawet bez żalu, bo nie przepadam za takim traktowaniem klientów. Postanowiłam więc zadzwonić do salonu, który jest znany ze swojej renomy i tam zapytać, czy znajdzie się fryzjer, który podjąłby się takiego cięcia. Usłyszałam tylko: "Ależ oczywiście, nie ma najmniejszego problemu!". Tak więc nie musicie trzymać się zawsze listy fryzjerów podanej na stronie, bo takie cięcie nie powinno sprawić żadnemu dobremu fryzjerowi trudności. Polecam tylko zapoznać się z instrukcją cięcia podaną na stronie (link poniżej) i mieć baczenie czy wszystko przebiega zgodnie z procedurą. Ja, ponieważ ścinałam włosy w salonie nie rekomendowanym, dostałam je ładnie zapakowane do domu i wysłałam sama. Być może inne salony wysyłają samodzielnie, ale wycieczka na pocztę nie powinna sprawić nikomu trudności, zwłaszcza że wysyłając je samemu masz pewność, że trafią tam gdzie powinny. I to właściwie tyle, czyli naprawdę niewiele zachodu, a satysfakcji ogrom. Dlatego jeśli macie długie włosy i plany, aby je ściąć - zachęcam do wzięcia udziału w niej. Wystarczy aby włosy były nierozjaśniane i niepoddawane trwałej ondulacji, a ścięte miały co najmniej 25 centymetrów. Wbrew pozorom nie jest to tak wiele - ja zastanawiałam się czy ścinając tyle nie zostanę z efektownym jeżem na głowie, a okazało się, że obcięto mi 35 cm i dało się z reszty zrobić klasycznego boba.
Tutaj znajdziecie szczegółowe informacje na temat akcji, m.in. listę salonów współpracujących i instrukcję ścinania: Rak'n'Roll - Daj Włos!. Dodam tylko, że to nie jedyna fundacja prowadząca taką akcję, więc śmiało zachęcam do poszukania również innych!

Na koniec, aby mojej corocznej tradycji stało się zadość, opiszę pokrótce miniony rok i plany na obecny. Otóż plany na rok 2016 udało mi się wykonać, jedne w bardziej, inne w mniej satysfakcjonujący sposób. Zgodnie z tym co pisałam rok temu, udało mi się powrócić do swojego czytelniczego przyzwyczajenia i mam za sobą satysfakcjonującą liczbę lektur. Nie to, żebym szła na ilość, po prostu dwa lata temu bardzo brakowało mi książek, zwłaszcza polskich, bo nie miałam możliwości przywieźć ich wystarczającej liczby do Norwegii, na szczęście mój przyjaciel o wdzięcznym imieniu Kindle uratował poprzedni rok. Kolejną rzeczą, którą mogę odhaczyć, jest norweski, który na szczęście jako-tako poszedł do przodu. Może nie jest to jakieś spektakularne osiągnięcie, biorąc pod uwagę fakt, że do biegłości jeszcze sporo mi brakuje, ale poszłam do przodu na tyle, że wychodząc z pracy wyłączam przycisk z napisem "English" (tam muszę mówić w większości po angielsku) i z powodzeniem radzę sobie mając do dyspozycji swój - co prawda kaleki, ale jednak - norweski. Ten krok naprzód w mojej nauce języka jest o tyle widoczny, że na początku 2016 roku często prosiłam o przejście na język angielski, w połowie roku próbowałam posługiwać się norweskim, ale zazwyczaj słysząc mnie Norwedzy przechodzili na angielski, a od jesieni przestali to robić. Poczytuję to więc za sukces 😀.
Co do obecnego roku to ponownie nie mam żadnych postanowień. Mam za to bardzo konkretne plany, rozpisane niemal co do dnia. Wbrew temu, co mogą myśleć moi znajomi sprzed kilku lat - planowanie mogłoby być moim drugim imieniem. Trzymajcie tylko kciuki, aby nic nam ich nie popsuło!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku, będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz mój tekst. Nawet jeśli się ze mną nie zgadzasz. Jeśli tak jest - bardzo chętnie przeczytam o Twoim punkcie widzenia, ale nie obrażaj, nie mów, że jestem głupia, uderzyłam się w głowę albo rodzice mnie nie kochali.
Enjoy :)