Niezbyt często, ale jednak od czasu do czasu zdarza się, że odklejamy się od siebie i wychodzimy na imprezę osobno. Tym razem zaszczyt wyrwania się spod małżeńskich skrzydeł przypadł Bartkowi i wybył na tajemne, nocne spotkanie Wikingów, więc rozumie się samo przez się, że obecność niewiasty byłaby tam niewskazana.
Tuż przed wyjazdem mojego Wikinga zadzwoniłam do niego i zaczęłam klasycznym, babskim "a zjadłeś?, a wyprasowałeś? (taa, na pewno...), a odpocząłeś?, a będziesz na siebie uważał?", by przejść do sprawy najważniejszej, a więc...
- A alkohol masz?
- No mam...
- A co?
- Piwo...
- Jedno?
- No nie, sześć...
- No, to dobrze, już myślałam że chcesz mi wstyd przynieść!
No powiedzcie sami, gdzie on by drugą taką znalazł?
W nagrodę dostałam całe pudełko ciasteczek korzennych, a to nie byle jakie pudełko, bo pierwsze w tym sezonie! I to jeszcze z wyznaniem miłosnym! A co więcej - nieotwarte (a pozostawienie przez Bartka jakichkolwiek słodyczy nietkniętych graniczy z cudem)!
Powiem jedno: to musi być miłość.
Genialne :D
OdpowiedzUsuń