Świat jeszcze nie wzbogacił się o istotę złożoną w połowie z Twoich
genów, jeszcze nie przedłużyłeś istnienia naszego gatunku, a Twoje
drzewo genealogiczne nie wypuściło kolejnej gałązki dzięki Tobie. Chyba
więc naturalnym jest, że nie posiadasz jeszcze wielu praw, które
przysługują tym, którzy mają to za sobą, co?
Twoje prawa, a raczej ich brak, objawią Ci się w najmniej spodziewanym momencie, a najprawdopodobniej już ich doświadczyłeś.
Dla uniknięcia krępującej ciszy w kolejce do warzywniaka chcesz kurtuazyjnie ponarzekać na pogodę?
- Chyba nie wiesz co mówisz, wiesz jak ciężko jest taki upał znieść maluchowi, który nie ma go już z czego rozebrać?! Albo jak trudno jest wybrać się gdziekolwiek z dzieckiem, kiedy na dworze skrzypi dwucyfrowy mróz, malucha trzeba ubrać w piętnaście warstw okryć i przy siódmej zaczyna wrzeszczeć z przegrzania, więc trzeba biegiem wychodzić z domu?!
Może chciałbyś wspomnieć, że nie miałeś czasu dziś rano zjeść śniadania?
- Stary, ja nie zjadłam śniadania przed czternastą odkąd urodziłam swojego bąbla! No chyba że nazwiesz posiłkiem pół łyżki bezsmakowej brei, której muszę próbować, żeby sprawdzić czy nie za gorące! Ale i to dopiero odkąd skończył pół roku (bo wcześniej - wiadomo - tylko cycek)!
A może brakiem czasu chciałbyś wytłumaczyć fakt, że nie odezwałeś się przez ostatnie dwa tygodnie?
- Brak czasu?! Ty nie wiesz co znaczy brak czasu, ja od ośmiu miesięcy nie spałam w ciągu nocy dłużej niż dwie godziny, poza tym nawet w toalecie nie mam chwili wytchnienia! O ile w ogóle pamiętam, żeby do niej pójść!
A swoim zmęczeniem po całym tygodniu pracy chcesz wyjaśnić piątkowo-popołudniową drzemkę?
-Phi! Ja, proszę ja ciebie, pracuję 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, a tyle co ty w czasie drzemki, ja przesypiam przez całą noc!
I że niby pracujesz fizycznie i nie masz już siły na spacer? Haha, dobre sobie! Ja po całej nieprzespanej nocy i połowie dnia, kiedy zdążyłam już uprać trzy pralki, ugotować obiad, nakarmić dziecko 5 razy i tyle samo razy przebrać, bawić się z nim w chowanego, berka i zrobić 73 przysiady po wyrzuconą w gniewie butelkę po mleku, muszę wyjść na spacer, w czasie którego przekopuję 1,5 tony piasku w poszukiwaniu niebieskiej łopatki ("bo celwona była bzydka"), 17 razy wsadzam berbecia na huśtawkę, zjeżdżalnię i wieżę drewnianego zamku na placu zabaw, a potem niosę 2 kilometry do domu, bo księcia bolą nogi! Więc chyba nie powiesz mi teraz, że wiesz co to PRAWDZIWE zmęczenie?!
No bo przecież
"Kiedy mówisz przed narodzeniem dziecka, że jesteś zmęczony, żartujesz"*.
Więc heloł, nie wciskaj mi kitu, bo oskarżę Cię o próbę zabójstwa przez rozśmieszenie!
A tak dla podsumowania i małego wyjaśnienia, w razie gdyby okazało się, że mój sarkazm jest nie do końca zrozumiały - nie chcę umniejszać Waszego zmęczenia i prawa do wyrażania go. Ale Wy nie umniejszajcie też naszego. Mając dziecko, czy nie, każdy z nas ma problemy, niepokoje i gorsze dni. I naprawdę nie warto ważyć niczyich kłopotów i zmęczenia miarą dzietności.
*jak twierdzi blog Mam Wątpliwość w punkcie dziewiątym tego wpisu.
Na zdjęciu Angry Boy autorstwa Gustava Vigelanda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku, będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz mój tekst. Nawet jeśli się ze mną nie zgadzasz. Jeśli tak jest - bardzo chętnie przeczytam o Twoim punkcie widzenia, ale nie obrażaj, nie mów, że jestem głupia, uderzyłam się w głowę albo rodzice mnie nie kochali.
Enjoy :)