Najpierw trzeba się zaczaić i czekać. Kiedy już nadejdzie odpowiedni czas należy zaatakować szybko, energicznie i bez skrupułów. Najważniejsze to trafić w odpowiednie miejsce, wystarczy drobna pomyłka, a cały wysiłek i czekanie zdaje się na nic.
![]() |
Może ktoś ma ochotę na sen pod chrupką? |
Tak wygląda mój krótki przewodnik po zadziwiającym świecie loppemarketów. Właśnie w ten sposób spędziliśmy część mijającego weekendu, bo okazało się, że w naszej miejscowości odbywają się dwa. A co to takiego? Loppemarket to taki jakby pchli targ, na którym kupimy używane rzeczy za grosze. Znajdziemy tam wszystko, począwszy od dekoracji domu i ogrodu, mebli, zastawy stołowej, przez sprzęt sportowy typu narty czy rowery, AGD, elektronikę, po ciuchy, buty, zabawki. To trochę przypomina targ, który w Piotrkowie ma miejsce na stadionie w sobotę, a w Łodzi na tych krańcach Rynku Bałuckiego, na które strach się zapuszczać. Tutaj wygląda to jednak odrobinę inaczej. Pierwsza różnica jest taka, że loppemarkety odbywają się zazwyczaj w szkołach. Nie wiem jak to się do końca dzieje (i nie wiem czy ktokolwiek wie, bo to naprawdę magiczne zjawisko), ale z tego co udało mi się wyczytać i wywnioskować, ludzie lub firmy oddają różne rzeczy, a pieniądze z ich sprzedaży są przekazywane na cele charytatywne.


Ludzi przybywało z każdą chwilą, aż tuż przed godziną zero wyglądało to gorzej niż na filmach z otwarcia Biedronki w Łodzi. Wszyscy tłoczyli się tak, jak wtedy gdy w Lidlu rzucili Crocsy za 7 dyszek, aż w końcu, kiedy nadszedł czas, podnieśliśmy linę (Bartek wcisnął się na miejsce w pierwszym rzędzie tego widowiska) i pobiegliśmy przed siebie. Nie wiem właściwie za czym ludzie tak pospieszyli, ale nie chciałam być gorsza i też pobiegłam. Niestety - źle trafiłam, bo wylądowałam na sali z ceramiką. Za to Bartka instynkt zadziałał lepiej i udało nam się znaleźć kilka ciekawych rzeczy.
Najbardziej zadowoleni jesteśmy chyba za Scrabbli. Dałam 10 koron (czyli około 5 zł) za całkiem nowe opakowanie. Nie pomyślałam jednak, że to przecież wersja norweska, z ich literami, ale myślę że jakoś temu zaradzimy (może po prostu dorysuję ogonki do kilku a i e ;)). Poza tym upolowaliśmy piękny, nowy, wiklinowy kosz, który Bartek już zaanektował do zasadzenia ziół, nową deskę do prasowania, książki i kilka innych drobiazgów. Wszystko w śmiesznie niskich cenach i to nawet porównując z polskimi. Poza tym, że zapłaciliśmy naprawdę niewiele za fajne, ładne rzeczy, to jeszcze mamy satysfakcję, że udało nam się je upolować :)
Na pierwszym loppemarkecie w Voldzie upolowałam lampkę nocną za niecałe 5 zł, więc naprawdę czasem można dostać prawdziwą perełkę za niewielkie pieniądze. Może gdybym bardziej zwinnie się poruszała upolowałabym coś lepszego :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was serdecznie :)