Wczoraj wróciliśmy do Oslo i choć załapaliśmy się tylko na kilka ostatnich godzin świąt, to i tak sporo rzeczy zdążyło nas zadziwić.
Pierwszym, co nas zaskoczyło była pogoda. Jadąc nocą na lotnisko całą drogę mieliśmy włączone wycieraczki. Oczywiście, jak pewnie się domyślacie, wcale nie walczyliśmy z deszczem, tylko ze śniegiem. Kiedy wzbijaliśmy się w powietrze, jakoś wyjątkowo szybko znaleźliśmy się w chmurach, tak nisko wisiały. Z samolotu wysiedliśmy za to w promieniach słońca i natychmiast rozpięliśmy zimowe płaszcze.
To nie wszystko. Kiedy dostaliśmy się wreszcie do domu, zastaliśmy dzieci sąsiada bawiące się na podwórku. W krótkich spodenkach i koszulkach bez rękawów. Wprawdzie nam aż tak ciepło nie było, bo jedyne na co się zdecydowaliśmy to zamiana kurtek zimowych na wiosenne, ale jak już kiedyś pisałam - te dzieci to trochę potwory. Co więcej - ich tata dla zabawy polewał je wodą ze zraszacza. Cieszyły się jak... no jak dzieci ;)
Jak już przy tym zraszaczu jesteśmy... Spacerując po okolicy co chwilę natykaliśmy się na dźwięki stukania, cięcia i piłowania. Ludzie pracowali w ogródku, grabili liście, pielili grządki, rąbali drewno do kominka. Nasz sąsiad (ten od zraszacza) zrobił porządek w garażu i pozbył się zalegających tam mebli. Umył też podłogę na balkonie, dzięki czemu nieświadomie zaserwował mi Lany Poniedziałek ;) Drugi dzień świąt jest w Norwegii dniem wolnym od pracy (przez co pół dnia prawie głodowaliśmy, bo przed wyjazdem opróżniliśmy lodówkę, a wszystkie sklepy były oczywiście zamknięte), ale jeśli ktoś spędza święta w domu, to wykorzystuje go na zaległe prace. Taka dodatkowa sobota w poniedziałek. Wydawać by się mogło, że to urok bardzo mało religijnego społeczeństwa, ale są w tym pewne sprzeczności. Otóż w Norwegii wolny od pracy jest także Wielki Czwartek i Wielki Piątek! Dzięki temu zyskujemy naprawdę dłuuugi weekend, który wielu Norwegów wykorzystuje na wypad na narty.
To nie wszystko. Kiedy dostaliśmy się wreszcie do domu, zastaliśmy dzieci sąsiada bawiące się na podwórku. W krótkich spodenkach i koszulkach bez rękawów. Wprawdzie nam aż tak ciepło nie było, bo jedyne na co się zdecydowaliśmy to zamiana kurtek zimowych na wiosenne, ale jak już kiedyś pisałam - te dzieci to trochę potwory. Co więcej - ich tata dla zabawy polewał je wodą ze zraszacza. Cieszyły się jak... no jak dzieci ;)
Jak już przy tym zraszaczu jesteśmy... Spacerując po okolicy co chwilę natykaliśmy się na dźwięki stukania, cięcia i piłowania. Ludzie pracowali w ogródku, grabili liście, pielili grządki, rąbali drewno do kominka. Nasz sąsiad (ten od zraszacza) zrobił porządek w garażu i pozbył się zalegających tam mebli. Umył też podłogę na balkonie, dzięki czemu nieświadomie zaserwował mi Lany Poniedziałek ;) Drugi dzień świąt jest w Norwegii dniem wolnym od pracy (przez co pół dnia prawie głodowaliśmy, bo przed wyjazdem opróżniliśmy lodówkę, a wszystkie sklepy były oczywiście zamknięte), ale jeśli ktoś spędza święta w domu, to wykorzystuje go na zaległe prace. Taka dodatkowa sobota w poniedziałek. Wydawać by się mogło, że to urok bardzo mało religijnego społeczeństwa, ale są w tym pewne sprzeczności. Otóż w Norwegii wolny od pracy jest także Wielki Czwartek i Wielki Piątek! Dzięki temu zyskujemy naprawdę dłuuugi weekend, który wielu Norwegów wykorzystuje na wypad na narty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku, będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz mój tekst. Nawet jeśli się ze mną nie zgadzasz. Jeśli tak jest - bardzo chętnie przeczytam o Twoim punkcie widzenia, ale nie obrażaj, nie mów, że jestem głupia, uderzyłam się w głowę albo rodzice mnie nie kochali.
Enjoy :)